24 maja 1944 roku oddział Hieronima Dekutowskiego „Zapory” urządził pod Krężnicą Okrągłą zasadzkę na niemiecką kolumnę transportową.
Bitwę z Niemcami wspomina ppłk Marian Pawełczak, ps. „Morwa”. – W lesie krężnickim pomiędzy Bełżycami a Chodlem nasz oddział dokonał zasadzki na 16 samochodów Wehrmachtu. Niemcy nadjechali dużo później, niż to przewidywał wywiad. Na szosie nasi ludzie założyli minę i rozsypali kolce do przebijania opon samochodów. Przydały się w niedługim czasie, gdyż nadjechał osobowy samochód, w którym pod eskortą cywilnego Niemca i granatowego policjanta przewożono milion złotych emisji okupacyjnej. Po linii poszła budująca wiadomość o zdobytej gotówce, gdyż pieniądze były potrzebne na podstawowe wydatki oddziału, w którym częściej było głodno aniżeli syto.
W końcu pojawiły się samochody, na które żołnierze „Zapory” czekali. – Nadjeżdżały zachowując znaczne odległości pomiędzy sobą – wspomina ppłk Marian Pawełczak. – Ostrożność Niemców spowodowała, że tylko 9 pojazdów znalazło się w bezpośrednim ogniu naszych chłopców, a wojsko z pozostałych siedmiu samochodów utworzyło tyralierę skierowaną na nasze lewe skrzydło.
W tym czasie dwie grupy oddziału „Zapory” ruszyły na unieruchomione samochody. Inne patrole likwidowały stanowiska nieprzyjacielskie wzdłuż rowu, ścigały uciekających Niemców. – Nie było za dużo czasu, by na nich polować, ponieważ zarządzono koniec bitwy, która jak na warunki partyzanckie trwała dość długo – około dwóch godzin – mówi „Morwa”.
Z tego powodu partyzanci spodziewali się nadejścia posiłków niemieckich, tym bardziej, że na niebie pokazały się samoloty zwiadowcze wroga.
– Zabraliśmy swoich zabitych i rannych, zdobyczną broń, plandeki z samochodów oraz apteczki z lekami. A kto potrzebował odzieży, ściągał z żywych lub zabitych Niemców mundur, spodnie lub obuwie – dodaje „Morwa”.
Jak podaje ppłk Marian Pawełczak w swojej książce „Wspomnienia Morwy, żołnierza cc Majora Zapory”, w czasie bitwy zginęło ponad 50 Niemców, 10 wzięto do niewoli.
– Dwóch kierowców, Polaka z Poznańskiego i Czecha wcielonego przymusowo do Wehrmachtu, przyjęliśmy do oddziału – mówi podpułkownik. Jego oddział też miał straty.
– Z naszych żołnierzy polegli” „Mewka” – Marian Figlus, podch. „Czarny – Edward Szebesta, „Swen”, „Wodnik” – Jan Smutek oraz „Gwizd” – Stanisław Pietras. „Gwizd”, ciężko ranny, zmarł podczas wycofywania się po akcji. Wieźliśmy go bryczką – wspomina „Morwa”.
Gdy oddział „Zapory” znalazł się na polach tuż przed lasem borowskim, nadleciały dwa niemieckie samoloty. – Ocaleliśmy bez dalszych strat dzięki przytomności dowódcy, który zatrzymał oddział na skraju lasu, w gęstym podszyciu, a samoloty bezefektywnie zrzucały wiązki granatów gdzieś między drzewa i ostrzeliwały domniemane cele z broni maszynowej – opowiada ppłk Pawełczak.
Niemcy wzięci do niewoli zostali rozstrzelani po odlocie samolotów. – Zostali poinformowani po niemiecku, że giną za napad na nasz kraj, znęcanie się nad ludnością oraz zakładanie obozów śmierci – mówi „Morwa” i dodaje: – Nad wieczorem wyruszyliśmy w kierunku naszego cmentarza partyzanckiego w lesie godowskim, gdzie na drugi dzień pochowaliśmy naszych kolegów.
* Inscenizacja bitwy pod Krężnicą Okrągłą, którą zorganizowano na rynku w Bełżycach była jedną z atrakcji czwartego Rajdu „Zapory” w 2016 roku. – Z głosów, jakie docierały do nas od publiczności wynika, że inscenizacja wywarła duże wrażenie. Przygotowania do niej trwały od trzech miesięcy, kiedy zaczęliśmy pisanie scenariusza. Kilka godzin przed samym wydarzeniem poświeciliśmy na próby – mówił nam Rafał Dobrowolski z Grupy Historycznej Zgrupowanie Radosław, komendant Rajdu.
W rekonstrukcji wzięło udział ok. 60 osób z sześciu grup rekonstrukcyjnych z województwa lubelskiego i jednej z Warszawy (na zdjęciach).